Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

wahaj się wtajemniczyć mnie. — Ja zaś powiadam, że ufam ci bez zastrzeżeń i jestem zadowolona, z tego co postanowisz, bez względu, czy zechcesz mnie przypuścić do tajemnic twoich, czy nie.
— Wiedziałem, że to powiesz i byłbym w przeciwnym wypadku rozczarowanym. Otóż powiem ci, że istnieje w życiu mojem tajemnica, niepodzielona z nikim, której i tobie nawet wyznać nie mogę. Czy dalej jeszcze jesteś zadowolona?
— Nie wątp w to! To o czem zaręczam jest murowane!
— Wiem o tem, królowo moja, ale jest to jednak przesadne, jeśli człowiek, który chce uczynić kobietę żoną swoją, oświadcza jej, że istnieje tajemnica, któraby mu mogła przynieść hańbę, lub coś gorszego jeszcze, zwłaszcza, że pewni ludzie są tego samego zdania.
— Nie nie będzie śmiał sądzić cię niesłusznie!
— Mylisz się, Emiljo! Oto wiedz, że pewien detektyw śledzi mnie dniem i nocą.
— Nie boję się tego zgoła. czy Mr. Barnes nie spuszcza cię z oka? Czy to on?
— Tak jest. Czyni to, wierząc, że mam coś wspólnego z morderstwem i do pewnego stopnia ma rację.
— To znaczy, że znałeś zamordowaną?
— Tak!
Mitchel zamilkł, chcąc się przekonać, czy Emilja zada dalsze jeszcze pytania. Ale mówiła zupełnie serjo, zapewniając go o pełnem zaufaniu swojem, tedy dodał:
— Barnes radby, oczywiście, dowiedzieć się czegoś więcej, mam atoli ważne powody, by to nie nastąpiło i w tej sprawie proszę o pomoc twoją.
— Uczynię to chętnie.