Dokończywszy czytania, pospieszył Barnes do domu Van Rawlstona, zażądał widzenia się z nim i został wpuszczony do pracowni.
— Mr. Van Rawlston — rzekł — jestem detektywem i proszę zezwolić, bym wziął udział w maskaradzie tego wieczoru. Rozumiem, że dziwi pana żądanie moje, ale dzieje się to w interesie pańskim.
— Przystanę może, jeśli pan bliżej rzecz objaśni, na spełnienie życzenia pańskiego.
— Wiadomo panu, że maskarada to zabawa niebezpieczna, gdyż wśliznąć się mogą ludzie rozmaici! — rzekł Barnes. — Mam powód przypuszczać, że wielka zbrodnia planowana jest na ten wieczór właśnie.
— To niemożliwe, szanowny panie. Wstęp mają sami tylko znajomi, a każdy musi się przy wejściu demaskować. Mimo wdzięczności za ostrzeżenie pańskie sądzę, że nie skorzystam z usług jego.
— Mr. Van Rawlston! Złodziej może się zakraść i tak. Wiadomo z doświadczenia, że z biegiem czasu słabnie czujność służby w takich razach. Poza tem zaręczam, że mam coś więcej niż samo przypuszczenie. Od całych już tygodni