Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

ukrył klejnot, wiedział już co ma czynić dalej.
Człowiek, stojący przed nim, zwrócił się, jak inni w bok, a Barnes chciał za nim skoczyć i schwytać. Ale ku wielkiemu zdziwieniu uczuł się przytrzymanym ztyłu. Czynił wprawdzie próby oswobodzenia się, ale zaskoczony tem, był bezsilny i wściekły, a złodziej znikł tymczasem w ciemności.
— Światła! — wykrzyknął, zdecydowany nie puścić go z rąk. — Popełniono tu kradzież!
Nastało ogromne zamieszanie. Goście jęli się cisnąć naprzód, Barnes, otoczony zewsząd, potknąwszy się o kogoś, upadł razem z nim. Inni, prący przed siebie, przewalili się przez nich i przez chwilę panował istny chaos, tem więcej że nikt nie pomyślał o nastawianiu światła. Uczynił to dopiero sam Van Rawlston, który zrozumiał co zaszło, ale nagły blask elektryczności pogorszył jeszcze chwilowo sprawę, ćmiąc wszystkich. Przezto straconych zostału, ku wielkiej żałości detektywa, dużo drogocennych minut, zanim rozwikłał się kłąb ludzki.
— Okradziono Miss Remsen! — wykrzyknął nareszcie Barnes. — Nikomu wyjść nie wolno! Zdjąć maski!
Van Rawlston wybiegł by dać rozkaz nie wypuszczania nikogo, a goście otoczyli Miss Remsen, pocieszając ją. Barnes jął szukać Ali Baby i przekonał się z wielkiem zdumieniem, że nie jest nim Thauret.
— Któż pan jesteś? — spytał szorstko.
— Nazywał się Adrjan Fisher! — odrzekł zapytany, a odpowiedź ta zdziwiła i zadowolniła jednocześnie detektywa, gdyż była potwierdzeniem wspólnictwa. Nie wdając się jednak