Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

ofertą, a nie mogę przecież brać dwu honorarjów za jedną funkcję.
— Odmawiasz pan tedy pomocy?
— Przeciwnie! Postaram się z całą usilnością wykryć złodzieja i zwrócić własność, ale nie przyjmę zapłaty. Natomiast poproszę o pomoc pani.
— Uczynię wszystko co trzeba.
— Proszę mi tedy przedewszystkiem powiedzieć, czy nie ma pani podejrzenia jakiegoś.?
Miss Remsen zawahała się, a detektyw patrzył bacznie w jej twarz.
— Czy czuła pani, że ktoś wyciąga szpilkę z włosów? — spytał, gdy milczała.
— To prawda! — rzekła po chwili. — Ale uświadomiłam sobie wszystko dopiero po niewczasie.
— Czemuż nie stawiła pani oporu, nie wykrzyknęła?
Znowu zawahała się z odpowiedzią.
— Wiem, że masz pan prawo stawiania pytań takich — odparła po chwili, tonem stanowczym — i odpowiem, jeśli na tem panu zależy. Proszę mi przedtem jednak powiedzieć, czy byłoby dobrze wymieniać nazwiska na podstawie bardzo słabych podejrzeń. Miast pomóc, zaszkodziłabym, kierując uwagę pańską w niewłaściwą stronę.
— Taka możliwość istnieje rzeczywiście, Miss Remsen. To też, poprzestanę na doświadczeniu własnem, nie biorąc za podstawę działania tego, co mi pani powie.
— Zgoda! Proszę mi jeszcze przyrzec, że nie będziesz pan wyciągał przedwczesnych wniosków i tropił człowieka, którego wymienię.
— Jestem gotów pójść za wolą pani. Nie wystąpię przeciw danemu osobnikowi, o ile nie będę miał innych dowodów, prócz podejrzeń pani.