Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doskonale! Pytał pan, czy nie mam podejrzenia i dlaczego nie stawiłam oporu złodziejowi. Pamięta pan, że miałam głowę pochyloną. W pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć, czemu szpilka porusza się. Błysło mi, że może zaczepiłam nią o ubranie sułtana. Zaraz atoli jął bić zegar i pomyślałam, że Mr. Mitchel bierze tę szpilkę, by wygrać zakład. Dlatego zachowałam się spokojnie. Czy jest to panu jasne?
— Zupełnie. Wnioskuję stąd, że Mr. Mitchel uprzedził panią zgóry o tem, co czynić zamyśla.
— Nie, nie uprzedził mnie i dlatego poprosiłam pana.
— Nie rozumiem.
— Wszakże to jasne. Jak długo sądziłam, że on ma szpilkę, nie robiłam sobie z tego nic. Przeciwnie, nawet chcąc poprzeć zamiar narzeczonego, a także potrosze wprowadzić pana w błąd, udawałam podczas przedstawienia wielkie oburzenie. Wczoraj jednak, po namyśle doszłam do wniosku, że pierwsza myśl moja była błędną i że rubin został skradziony naprawdę. Pewna, że inaczej Mr. Mitchel byłby mnie uprzedził, wezwałam pana.
— Czy pani całkiem pewna, że uprzedziłby panią?
— Bezwzględnie.
— A może go powstrzymała obawa wciągnięcia pani w skandal? Wiadomo, że może być aresztowany i upłynie dużo czasu zanim zdoła dowieść, że był to tylko żart. Nie chciał nazwiska pani dawać w usta gawiedzi.
— O, on mnie zna lepiej! — rzekła z uśmiechem.
— Jakże to mam rozumieć?
— Wie on dobrze, iż niema na świecie nic, czegobym dlań nie uczyniła, skoro już zgodziłam się dać mu samą siebie. Jestem jedną z kobiet,