oddany
J. Barnes.
W odpowiedzi otrzymał zaproszenie do klubu na wieczór następny.
Mitchel, który wrócił tymczasem do Nowego Jorku, odwiedził dnia tego, popołudniu Thaureta w „Hotelu Hoffmana”.
— Muszę z panem pomówić serjo o kradzieży rubinu! — rzekł mu.
— Słucham z całą uwagą! — odparł Thauret i zapalił papierosa.
— Dobrze. Chcąc być w pełni zrozumianym, muszę zacząć od naszego układu. Jesteśmy pewnego rodzaju partnerami, czyli mówiąc ściślej spiskowcami. Swego czasu zobowiązałem się dostarczyć środków dla przedsięwzięcia do pewnej kwoty i uczyniłem to, jak sądzę. Niestety, straty nasze były dość poważne, mimo żeś pan mnie zapewniał, iż posiadasz... hm... pewien system, wobec którego straty są wykluczone. Czy tak?
— Doskonale, drogi przyjacielu! Byłeś pan znakomitym cichym wspólnikiem, zostawiając mi całą swobodę, płacąc i nie pytając, aż dotąd, o nic. Czy chcesz pan powiedzieć, że straty te są niemiłe i że żądasz pan wyjaśnień?
Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.
wobec mnie jest on bardzo podejrzliwy. Czyż mógłbym w jakiś sposób, z ukrycia podsłuchać. Może zechce Pan zaznaczyć, nie wyrażając bezpośrednio twierdzenia, że go Pan podejrzewa o kradzież rubinu. Jeśli, co jest niemal pewne, zaprzeczy, można zapytać, czy klejnot ten posiada historję, zwłaszcza, czy był już skradziony. Ta rozmowa może mi dać cenne wskazówki. Będę bardzo wdzięczny za spełnienie prośby mojej.