Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dodam jeszcze tylko, mianowicie, że złodziej, kimkolwiekby był, nie odniesie żadnej korzyści z kradzieży.
— Czemu?
— Poza temi dwoma rubinami niema na świecie innych, równie doskonałych w kolorze. Prawdziwy rubin barwy krwi sprzedanym zostać nie może, gdyż zarazby wyszło na jaw, że go skradziono. Zawiadomiłem wszystkich wybitnych handlarzy, że mój „klejnot egipski” zaginął, a nawet na wypadek próby przeszlifowania, szlifiarz poznałby go niezwłocznie i zawiadomił mnie, ponieważ nagroda, jaką wyznaczyłem, przekracza znacznie zarobek szlifierza.
— A gdyby złodziej był sam szlifierzem?
— I w takim razie poznałby po kolorze „klejnot egipski” pierwszy handlarz i wiedziałby, że ma go przed sobą w innym tylko kształcie.
— A może złodziej jest człowiekiem cierpliwym? Wiadomo, że cierpliwością osiąga się wszystko.
— Racja! — przyznał Mitchel. — Proszę jednak pamiętać, com powiedział. Człowiek, który obecnie posiada rubin, sprzedać go nie może.
— Zwłaszcza, jeśli ty sam jesteś tym człowiekiem! — zaśmiał się Randolph.
— Słusznie! — odparł Mitchel z powagą.
Rozmowa zeszła na inne tory i niedługo wszyscy się rozeszli. Barnes miał właśnie opuścić salę, gdy mu służący podał kartkę. Czytając ją, był zdziwiony i gniewny jednocześnie.
— Gdy Mr. Barnes zechce następnym razem podsłuchiwać, niech się rozejrzy ostrożnie, czy niema gdzieś zwierciadła odbijającego drugą stronę portjery, za którą się ukrywa.
Mitchel.