Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

serce w piersi, ale nie mógł z niej wydobyć odpowiedzi innej, prócz dawnej, by czekał cierpliwie. Czekał tedy choć niecierpliwie.
Tymczasem Barnes czynił dalej poszukiwania za związkiem zagadek, które zdawały się wprost kpić z niego. Jedno tylko było jasne, mianowicie, że Fisher nie miał nic wspólnego z kradzieżą w pociągu. Wprawdzie szpieg Barnesa wyśledził, że w czasie krytycznym nie było go w Nowym Jorku, ale właśnie przez to została udowodniona niemożliwość współudziału, bowiem polował na kaczki w innej części kraju. Mógł co prawda być wplątany w kradzież rubinu, a chociaż poza jego obecnością na maskaradzie nie było poszlak innych, nie wyłączył go detektyw poza krąg swych dochodzeń.
Faktycznie nie uczynił Barnes żadnego postępu. Wkońcu wpadła mu myśl dobra, która wywierała nań pociąg tem większy, im dłużej się nią zajmował. By ją atoli zrealizować, musiał czekać na powrót Mitchela, będąc zdania, że zaszkodziłby sprawie, napastując go podczas podróży poślubnej. Nastał już listopad, gdy Mitchel wrócił nakoniec, a Barnes udał się doń niezwłocznie.
— Czy są wieści o rubinie żony mojej? — spytał Mitchel, ściskając serdecznie dłoń jego.
— Nie, przykro mi bardzo, że nie mogłem trafić na ślad klejnotu, natomiast powziąłem postanowienie, które pana może zdziwi. Przybywam z prośbą o pomoc pańską w sprawie morderstwa.
— Oczywiście, godzę się. Czyż nie przyrzekłem tego odrazu i czy nie byłem zawsze gotów mówić o tem szczerze?
— Przyznaję w zupełności, ale jak długo sądziłem, że pan jest w to wmieszany, nie mogłem, oczywiście, prosić o współdziałanie.