Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie masz pan tedy podejrzenia na mnie?
— Nie. Doszedłem wkońcu do przekonania, że pan jesteś niewinny i żałuję tylko, iż nie nastąpiło to wcześniej.
— Czy możesz mi pan powiedzieć, co go skłoniło do zmiany poglądu?
— Oczywiście. Wiadomo panu, że podsłuchałem zakład, zaraz potem nastąpiła kradzież i morderstwo. Nieco później skradziono rubin, a wszystko to odbyło się w terminie przez pana oznaczonym. Jedną z tych zbrodni musiałeś pan chyba popełnić i to prawdopodobnie kradzież rubinu, za co, w danych okolicznościach, nie podlegasz pan karze. Czy wnioskowałem niesłusznie?
— Wnioskowanie całkiem słuszne, chociaż nie przyznaję faktów.
— Jestem zdecydowany wyśledzić stosunek tych kradzieży do morderstwa. Obecnie sądzę, że sprawca rabunku klejnotów w pociągu jest zarazem mordercą. Posiadam nitkę, za którą dotąd iść nie mogłem. Ale pewny jestem, że jeśli ją podejmę, zaprowadzi mnie wprost do mordercy.
— Jakaż to nitka?
— Zgubiony guzik z kameą. Fakt, że w sposób tak dziwny przypomina garnitur pański, musi rzucić światło wyjaśnienia na sprawę.
— Jakiej pomocy spodziewasz się pan stąd?
— Jak długo uważałem pana za winnego, sądziłem, że pan kłamiesz, mówiąc, iż siódmy guzik garnituru, z głową Szekspira znajduje się w posiadaniu żony pańskiej. Dlatego uznałem za rzecz konieczną posiąść go zpowrotem. Teraz atoli, gdy uważam pana za niewinnego morderstwa, przyszła mi myśl inna. W chwili, gdym panu oznajmił o znalezieniu guzika, chciałeś go pan obejrzeć, przed