Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

bisty, przynajmniej, dowód, że podejrzenie moje jest uzasadnione. Plan ten, przyznaję szalony, udał się. Obserwowałem mego ptaszka, gdy składał salaam sułtanowi i Szecherezadzie i wyciągnął tej ostatniej klejnot z włosów. Mr. Barnes, który to widział także, spróbował chwycić złodzieja zaraz, ale przytrzymałem go ztyłu, a potem pchnąwszy w gęstwę stłoczonych gości, opuściłem niepostrzeżenie dom, korzystając z zamieszania.
Mitchel umilkł. Nastała cisza, a zebrani czuli raczej, niż wiedzieli, że nastąpi tragedja.
— Może pan wymieni nazwisko złoczyńcy? — spytał wkońcu Thauret.
— Nie! — oświadczył Mitchel spiesznie. — Nie mam bowiem niezbitych dowodów winy jego.
— Wszakże mówiłeś pan, żeś widział jak kradł rubin! — zauważył Thauret.
— Tak jest. Ponieważ jednak sam zostałem o to posądzony, nie mógłbym dać dostatecznie ważkiego zeznania. Oto com uczynił dalej w tej sprawie. Szło głównie o uniemożliwienie sprzedaży rubinu, co nie było rzeczą trudną, gdyż znają go handlarze całego świata. Zawiadomiłem ich a jednocześnie i mego podejrzanego. Życzeniem mojem było także przesunąć wyjawienie aż do dzisiejszego wieczoru, kiedy wygrać miałem zakład. Zauważyłem dawniej już, że mój ptaszek radby zaślubić bogatą Amerykankę, gdyż wypytywał zręcznie o majątek mojej młodej szwagierki. Dałem odpowiedź tego rodzaju, że mogłem iść o zakład, iż będzie się starał pozyskać ją sobie. Potem uczyniłem coś może niewłaściwego, ale czując się panem sytuacji, chciałem kierować wydarzeniami. Założyłem się z Dorą, że do dziś nie przyrzeknie nikomu ręki swojej, podkreślając, że