mi, że go sprzedał przyjacielowi. Tenże podarował go pewnej damie, a gdy ją także odnalazłem, wyszło na jaw, że guzik, który poznała, został jej skradziony przez pewną kobietę, którą nazwała Kreolką. W ten sposób natrafiłem na ślad Montalbon. Niedługo wywiedziałem się, że ma przyjaciela, Jana Molitaire. Był to funkcjonarjusz pewnej paryskiej firmy jubilerskiej i miał za zadanie wysyłkę kupionych klejnotów. On to właśnie sporządził spis drogich kamieni. Jeden egzemplarz znalazłem w sukni zamordowanej, a drugi pokazał mi Mr. Mitchel. Okoliczność ta była mi wówczas bardzo zagadkową, a jednocześnie podejrzaną.
Mr. Mitchel kupił podobno dawniej od tej kobiety cenne dlań dokumenty, zapłacił brylantami i poradził sprzedać je pewnej firmie paryskiej, dając w tym celu list polecający.
— Tak się stało! — wtrącił Mitchel. — Chciałem wydalić tę osobę z Ameryki, a także odzyskać brylanty, co mi się powiodło za pośrednictwem owej firmy.
— Przy sposobności sprzedaży tych brylantów, zobaczyła Molitaire’a — ciągnął dalej Barnes. — Niedługo potem kupił Mr. Mitchel drugą kolekcję, a Molitaire wiedział o tem, oczywiście, gdyż musiał zapakować kamienie, celem wysyłki do Bostonu. Prawdopodobnie, mając zamiar skraść je po odbiorze z cła, namówił on tę kobietę, by mu towarzyszyła za ocean, czego dowodem jest, że w dniu wysyłki klejnotów zaniechał swych funkcyj w firmie, poczem ślad obojga znikł z Paryża.
— Wnioskujesz pan, że pojechali za kamieniami?
— Oczywiście. Po przybyciu, rozstali się, by ujść łatwiej podejrzeniu, a Montalbon zdołała pod-
Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.