Ta strona została uwierzytelniona.
nie wziął drżenia po wódce za obawę, zbliżyłem się do niego.
— Co pan tu robisz? — spytałem.
Spuścił głowę i ręce, i wyjąkał: “Straszę.”
— To nie pańska rzecz, — zauważyłem.
— Kiedy jestem duchem, — odparł, jakby broniąc się.
— Może być, ale nie masz pan prawa tu straszyć. Jest to porządny, prywatny klub — w którym nieraz członkowie stają z dziećmi i niańkami, i mógłbyś na śmierć jakie biedne maleństwo wystraszyć. Czyś pomyślał o tem?
— Nie, panie, nie pomyślałem.