Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.
—   101  —

Szczególna jest ta jego przenikliwość spojrzenia i ten uśmiech niepojętej subtelności. Jakiś zniewieściały osobnik męzki wyraźnie!
— No, dobrze, ale kim on być może nareszcie? — pytała pani.
— Wiesz, że nie mogę w żaden sposób wpaść na myśl, któraby się wydała bliższą prawdy.
— Zkąd przybywa?
— I co do tego nie mam domysłów żadnych.
— A gdyby to był chórzysta z jakiegokolwiek teatru większego, lub coś w tym rodzaju, bo jego czuć prawie sceną.
— Zresztą kimkolwiek jest, dlaczego on wszedł do ogrodu w tym kostiumie zakazanym?
— Nad tem rozmyślałem najdłużej, ale także nie wymyśliłem nic. Jednem słowem — nie wiem. Wikary nie dał mi żadnych zadawalających wyjaśnień. Na wszystko odpowiadał swojem: „To jest anioł, mówię panu, że anioł!“ Dogadajże się z takim czego!
— Czy on jednak nie zakrapia czasem, ten wikary?.. A zresztą... bo ja wiem... może oni się i kąpali w jeziorze razem, chociaż nie widziałam, aby tamten niósł ubranie jakiekolwiek.