ważnym. Unika wszystkich bardziej stanowczych zagadnień życiowych, lada nowostka absorbuje go całkowicie — co się tu dziwić, że teraz bawi się aniołem.
— W żadnym razie jego szaleństwa nie usprawiedliwiają tego garbusa.
— On poprostu jest jeden fiksat, a garbus drugi.
— A niech sobie będą zwaryowani obaj — co mi do tego, ale żebym ja nie potrzebowała znosić takiego uchybienia. Choćby nawet przewróciło mu się w głowie na tyle, że uwierzył w anielstwo tamtego, nie przeszkadzało to jemu samemu zachowywać się, jak na gentlemana przystało.
— A rozumie się.
— Będziesz pisać do biskupa?
— No, co do tego, to się waham trochę. Przyszło mi nawet do głowy, że nie byłoby to zupełnie lojalnem. A przytem pamiętam i o tem, że mojej skargi ostatniej nie wziął on wcale pod uwagę. Wolę napisać poufnie do Austin’a, a już on tam znajdzie chwilę sposobną, aby to biskupowi wrzucić w ucho. Bo zresztą ma tam i Hilyer swoje zaufanie, tak, że...
— Tak, że mógłby on tobie, a nie ty jemu przystawić stołka — to chcesz powiedzieć.
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —