— Niezupełnie tak. Ale oto rostbeaf i omlet z konfiturami. Widzisz, mój drogi, ta umowa społeczna... ale bądź-że łaskaw siadać... bo czuję, że dopatrujesz pewną krzywdę, czy uszczerbek jednych...
— Nie, ja tylko staram się zrozumieć, a nie mogę.
— Napój, który ci nalewam, nazywa się u nas kawą... A co do tego, coś powiedział przed chwilą, to w twoim wieku, wyznaję, że i ja nie rozumiałem także, ale z latami, szerszy widnokrąg zapatrywań, doświadczenia życiowe!.. A to są, widzisz, grzybki, rzecz bardzo dobra! — zresztą porządek rzeczy naturalny nauczył mnie dużo, bardzo dużo. Uważasz, mój drogi, niewątpliwem jest, że ludzie wszyscy są braćmi, ale i to pewnik także, że są bracia starsi i młodsi; są także zajęcia, które wymagają znacznej kultury umysłowej, a inne znowu, przy których kultura wszelka byłaby raczej przeszkodą, niż pomocą. Nie byle czem też jest i prawo własności. Trzeba oddać Cezarowi... no, ale ty tego nie pojmujesz jeszcze. Zresztą to nie jest ani pora, ani miejsce. Chciej oto wziąść talerz, a ja zaraz po śniadaniu dam ci książkę... te grzybki są wistocie znakomite... a ta książka także w swoim rodzaju... ona nauczy cię wiele rzeczy.
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.
— 108 —