zrazu przypatrywali mu się z wielką ciekawością, następnie zaczęli wymieniać pomiędzy sobą oznaki porozumienia, wreszcie posunęli się do uwag niezupełnie przychylnych, a w dodatku na tych uwagach skończyć się tym razem nie miało. Ten ktoś czarny pomiędzy białymi pomnikami wydawał im się widać osobą wysoce podejrzaną.
— Patrzajcie, jakie on ma plecy! — zaczął najśmielszy z krytyków.
— Co tam plecy! Przypatrz-no się, że gęba to taka zupełnie, jak u dziewczyny.
Nie widział jeszcze anioł w tych uwagach nad sobą nic stanowczo nieprzychylnego i z całym spokojem zwrócił się do kolumny, na której był napis: Fitz-Iarwis; okratowany był ten pomnik grubą balustradą, i aniołowi znów wyrwała się półgłosem uwaga:
— Oni się tu w połowie tak nie boją żyjących, jak umarłych, a jeśli tak jest, to ci umarli naprawdę straszni być muszą, sądząc po tem, że i z żyjącymi łatwo bardzo nie jest.
W tej chwili z grupy uczniaków krzyknął któryś:
— Obetnij pan sobie włosy! Kto słyszał nosić taką czuprynę! Fe! Kobieta jesteś, czy co?
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
— 126 —