Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
—   128  —

— Źle jest, że ja wogóle nie znam modły ludzkich stosunków, że nie umiem nikomu odpowiedzieć w sposób właściwy, bo i te oto ich wykrzykniki mogą mieć znaczenie zupełnie przyjazne, mogą być z ich strony jednym ze sposobów zawiązywania bliższej znajomości. Możeby nie od rzeczy było poradzić się kogoś; tam oto przechodzi się człowiek niewielkiego wzrostu, a otyły, z grubym złotym łańcuchem na wydatnym żołądku.
Jak gdyby w odpowiedzi na to przypuszczenie przyjaznych intencyi ze strony malców, wyleciała z grupy grudka żwiru, którym wysypany był plac przed kościołem, i upadła u stóp anioła.
Zaczepiony w ten bezpośredni sposób, zatrzymał się, co wywołało jednogłośny śmiech wszystkich żaków. Pomysł wydał im się widać całemu towarzystwu wybornym, bo teraz zaczęli się wszyscy schylać; każdy porywał kamyk najbliższy leżący, i rzucał w kierunku anioła, który osypywany tym gradem żwirowym stał zdumiony zupełnie, nie wiedząc w którą stronę się zwrócić. Oczywiście, że w takim rzucaniu nie mogło być jednostajności żadnej, więc jeden ciskał pierwszy lepszy odłamek i starał się nadać mu tylko kierunek, w którym stał oblężony, inni wybierali