Takie były trzy różne wersye o nadzwyczajnym okazie ptasiego rodu.
Niepodobna żądać od człowieka naszej epoki, aby, ujrzawszy jakąś istotę dotąd przez nikogo nie widzianą — istotę w połowie ludzką, w połowie skrzydlatą, zamknął w sobie taką tajemnicę i nie podzielił się nią z nikim. Młody dependent wyspowiadał się też przed matką i siostrami zaraz przy śniadaniu tego dnia; na mieście zakomunikował to, co oglądały jego oczy, kowalowi z Hamerpond, którego spotkał idąc do biura, a czas w samem biurze zeszedł mu szczęśliwie na dzieleniu się z kolegami wrażeniem, wyniesionem z wczesnej wycieczki, podczas gdy do stosu akt procedury, oddanych do kopjowania, nie zajrzał nawet żaden z tych ludzi młodych. Ze swojej strony nie tracił czasu i Sandy Bright, który opowiedział o tem panu Ickyll, ani ów rolnik, który także widział dziwotwór skrzydlaty i zaraportować musiał o wszystkiem wikaremu z Siddermorton.
— Ci ludzie tutejsi nie odznaczają się wyobraźnią — mówił do siebie wikary, wysłuchawszy relacyi — owszem są nadzwyczaj pozytywni i trzeźwi. Ciekawym bardzo, co też jest prawdą w tem wszystkiem.