na szaragach paljową tunikę gościa z Zaświatów.
— Pytała mi się, czy ja znam jego ojca! — powtarzał teraz — starając się złożyć w całość te uporczywe przekomarzanie się z nim starej damy. Ja miałem znać istotę nieśmiertelną, która przyjmowała udział w bycie o tyle od naszego wyższym — ja, którego przodkowie należeli może do gromady torebkowatych. Dobra sobie kobiecina z całą naiwną złośliwością swoją!
Wziął w rękę tunikę, i zaczął się bacznie wpatrywać w materyał, z którego była zrobiona.
— Niechajby jednak ci wszyscy, którzy mi przeczą z takim oślim prawdziwie uporem, raczyli mię objaśnić co do tego przynajmniej drobnego szczegółu, i powiedzieli, która to z manufaktur Wielkiej Brytanii wypuszcza ze swoich warsztatów podobne tkaniny?
Podszedł do okna otwartego i, wybijając machinalnie palcami rytm jakiejś melodyi po jego parapecie, monologował dalej, pełen melancholii i zwątpienia:
— A tymczasem wszystko jest cudownem od początku do końca w stworzeniu, nie wyjmując zjawisk tak powszednich, jak wschód i zachód słońca. Widzę tylko, że niema wie-
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.
— 140 —