Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.
—   147  —

rzędne. Jeden trzyma jakiś urywek harfy, bo tam i na takim kawałku grać potrafią, drugi z wielką gracyą podaje dłoń jakiejś damie, wprawdzie bez skrzydeł, ale mającej postać pół-anioła, bo muszą być i takie. To widzisz jest zapewne taki anioł przyszły, w tej fazie nie przymierzając, co gąsiennica, zanim przejdzie w motyla, i będzie wstanie unieść się w chmury.
— To wcale nie są anioły. Ten, który to robił, nie miał żadnej wyobraźni — ani trochę!
— Nie przekonasz mnie, kochanku! to kuty był na wszystkie cztery nogi ten artysta, — on widział — może duchem, ale widział z pewnością.
I odniósłszy książkę na etażerkę blizko stojącą, rozsiadł się znowu doktor Crump przy stole, z miną wyrażającą zadowolenie ze swego krotochwilnego sposobu traktowania gościa.
— Ja pana zapewniam, że to nie są wyobrażenia aniołów! — mówił z przekonaniem ten ostatni.
— A daj-że ty pokój, mój drogi! Nie możemy przecież zmieniać wszystkich naszych w tej sprawie pojęć dlatego, że nam je chce obalić jednostka jakaś, zupełnie nieodpowiedzialna.