Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148  —

— Jeśli to są anioły, to ja nie byłem nigdy w tych światach, które są przez nich zamieszkałe.
— Tak jest, nie byłeś! — i to jest właśnie, co ja twierdzę od samego początku.
Anioł zwrócił na niego swój wzrok pogodny, ale w miarę, jak się w tę twarz, tak niemądrze z siebie zadowoloną, wpatrywał, doświadczał oraz bardziej czysto ziemskiej pokusy wybuchnięcia śmiechem, wreszcie niezdolny się oprzeć, uległ jego paroksyzmowi.
— A widzisz! — zawołał tryumfalnie doktor Crump, dzieląc jego wesołość. — A widzisz! Ja to już miarkowałem, że tobie się tak całkiem w głowie nie przewróciło. Ha! ha! ha!
I tak już do końca śniadania zachowali obaj humory wyborne, a że każdy śmiał się z czego innego, to wesołości nie psuło bynajmniej. Ostatecznym wnioskiem lekarskim, jaki wyniósł dr. Crump z tego egzaminu, była konieczność traktowania pacyenta, jako lunatyka pierwszego stopnia.
Po opuszczeniu tego domu, znalazł się wkrótce anioł na płaskowzgórzu, z którego widać było dach kryjącej się w zadrzewieniu wikaryjki, ale przez obawę instynktową spotkania się znowu z panią Gustick, zmienił kierunek przy kołowrocie wioski, i szedł przez