— Wiem. To się tutaj nazywa szkołą narodową.
— Otóż to jest właśnie miejsce, gdzie się wydobywają mózgi — własne mózgi ludzkie.
— To jest naprawdę bardzo zajmujące.
— Oczywiście, że bardzo. Ale, że się to ty, mój panie, nie domyśliłeś tego sam, poznawszy Siddermortończyków. Gdyby oni mieli mózgi swoje rodzone, toby mieli idee własne, a przy ich pomocy myśleliby samodzielnie. A tymczasem z końca w koniec przejdziesz tę miłą miejscowość, i nie znajdziesz ani jednego człowieka w tym rodzaju. To są istoty ludzkie z mózgami sztucznymi. Znam ja tę wioskę, a nawet, jużem ci wspominał, że jestem tutejszy.
— Czy taka operacya jest bolesna?
— W części tylko. Zresztą ona nie kaleczy głowy, a nadto trwa bardzo długo. Biorą, widzisz, każdego z tych ludzi w wieku dziecinnym i powiadają mu: Będziesz tu przychodził codzień, a my ci udoskonalimy twój rozum. Tamci naturalnie wierzą, i od pierwszego dnia zaraz rozpoczyna się ta operacya. Po troszku, po kawałeczku wyjmują jedno, wkładają drugie; wsuwają tam mnóstwo dat, nomenklatur, kupę, kupę ogromną różnych rzeczy bez nazwiska. Ani sobie wyobrazić
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —