Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.
—   153  —

można, wiele to tam się mieści tego wszystkiego. A później taki operowany każdy kręci się przez resztę życia dokoła swojego cienia, i takie to wszystko grzeczne, takie ułożone, pokorne i wdzięczne za to, że ma sobie dozwolone wegetowanie mniej lub więcej dogodne na tej ziemi. I ponaucza się ta hołota pracy, którą uprawia później z całą zawziętością dla samej zasady, dla miłości sztuki. Oto masz następstwa tego, kiedy istocie ludzkiej wyskrobią z czaszki do ostatka tę cenną substancyę, którą ze sobą na świat przyniosła. Widzisz tego, co tam orze z daleka?
— Widzę, — to musi być jeden z takich.
— Ma się rozumieć! Toż gdyby nie takie okaleczenie, on by się włóczył swobodnie po polach i lasach, niby ptak w powietrzu, podobnie, jak ja, — jak niegdyś Święci Apostołowie...
— Coś, niecoś zaczynam pojmować — zauważył anioł nieśmiało.
— Ja wiedziałem, że w końcu pojmiesz i ty, — mówił z zadowoleniem filozof-włóczęga. — Odrazu-m w tobie odgadł istotę myślącą, myślącą mózgiem własnym — nie cudzym. Bo widzisz, mój drogi, gdyby kto nawet chciał mówić poważnie, co jeszcze nie