dyletantem, ale wprost nowicjuszem od dni kilku zaledwie. W każdym razie policzono mu, że się niezdarnie wywiązał ze sceny z kapeluszem, i że zakładał nogę na nogę z bezkłopotliwością dzikusa, który się po raz pierwszy znajduje w salonie. Starsza z panien Papawer chciała z nim zawiązać rozmowę o uzdrowiskach kontynentalnych, ale nie szło to wcale; próbowała o cygaretach — także nie, więc oczywistem było, dlaczego wyrobiła sobie o jego inteligencji pojęcie bardzo nizkie, a o savoirwiwrze najniższe.
Zdziwił się anioł niesłychanie, gdy przyniosła przedeń służba wielki pulpit z nutami, bo użytku z tego mebla odgadnąć nawet nie probował, ale w tej chwili właśnie zbliżyła się do niego pani Jehoram, zapytując, co to była za sztuka, którą on grał przed paru dniami w godzinach rannych. Anioł odpowiedział, że ta sztuka nie miała nazwiska żadnego, na co pani Jehoram zrobiła uwagę wielce trafną, że i jej zdaniem muzyka wolna być winna od tytułów i nazwisk jakichkolwiek, ale zależało jej na tem bardzo wiele, aby poznać przynajmniej imię twórcy. I twórcy wymienić nie mógł egzaminowany, ale się przyznał w prostocie ducha, że on zawsze grywa to, co mu w chwili danej przechodzi
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.
— 171 —