która w trąbkę lady Hamergallow zaryzykowała przypuszczenie, azali to nie jest dobrze odegrana ignorancya, której celem było uniknięcie zbiorowej muzyki z panem Willmerdings. Tego jednakże nie dosłyszał zupełnie. Natomiast gospodyni domu dotknięta do żywego, chciała wyjaśnić położenie, i zwracając się do koncertanta w osobie trzeciej, co się jej wydało w danym wypadku maximum należnych mu względów, zapytała:
— Czy on wistocie niegrywał dotąd z nut?
— Z nut...? Ja nie wiem co to są nuty?
Teraz anioł pojął, że należy mu się zawstydzić, i wykonał to jak pierwszy lepszy śmiertelnik przyłapany na gorącym uczynku, a jak stanął w opinii towarzystwa, przekonała go ostatecznie apostrofa obrażonej lady, która się czemś przed gronem swoich gości usprawiedliwić potrzebowała.
— Ano, skoro pan nie możesz grać z panem Willmerdings, nie dziwże się, że cię nie będę prosić, abyś się po raz drugi produkował w moim salonie.
Było to ultimatum; — anioł był osądzony. Cichy protest, ale jeden jedyny, wyszedł z ust Tomasza Rathborne Slater, który konfidencyonalnie zupełnie odezwał się do swojej towarzyszki:
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.
— 185 —