Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
—   190  —

wyraz żywej niechęci. Gdy przebrzmiały ostatnie nuty poloneza, pani Jehoram pragnąc dokończyć tak pomyślnie zapowiadające się dzieło, rozpoczęła sypać drugi aproche.
— Powiedz mi pan imię jej. Nawiasem mówiąc nigdy nie była pewniejszą, jak w tej chwili, że usłyszy swoje własne; można sobie tedy wystawić jej przerażenie, kiedy ten nieszczęśliwy młodzieniec, pochyliwszy się jeszcze bliżej, a bodaj, że zupełnie nawet blizko, wymówił cicho, podnosząc oczy do góry:
— Imię jej: Dalya.
— Dalya? Co też to pan mówisz! — syknęła urażona piękność, spostrzegając okropną pomyłkę swoją. — No, niechże będzie Dalya, ale uspokójże mię pan przynajmniej, że nie mówisz w tej chwili o pokojówce wikarego.
Brak odpowiedzi ze strony indagowanego przekonał nieopatrzną damę, że wyszła na powiernicę wielce trywialnego stosuneczku. To też odsuwając się na tyle tylko, aby nie zwrócić ogólnej uwagi, rzuciła biedakowi na odejściu słów parę, których sens konkludujący on odczuł, jeśli nie zrozumiał.
— Doprawdy, mój panie, przebierasz tym razem miarę w naiwności.
Ostatni epizod stosunków gościa z Zaświatów z elitą Siddermortońskiego towarzy-