Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.
—   211   —

nia swoich, przekonań tak szczególnie, że porównać go tylko można do zgrzytu stali.
Crumpowi pochlebiło to zestawienie.
— A tymczasem ja — mówił anioł — zapewniam, że opowiadając o sobie i o swojem życiu poprzedniem, prawdy nie obraziłem w niczem. Nic nie wiem i nic sobie przypomnieć nie mogę z życia waszego ziemskiego, coby poprzedzało moje przypadkowe znalezienie się owej ciemnej nocy na bagniskach Sidderfordzkich.
— W takim razie gdzieżeś się nauczył języka, którym mówisz równie dobrze, jak każdy z nas?
— I tego nie wiem... a co jest dla mnie najprzykrzejszem to, że twierdzeń moich nie jestem wstanie poprzeć jednym chociażby atomem dowodu przekonywającego.
— I ty naprawdę... tu wlepił Crump swoje bystre spojrzenie w twarz młodzieńca — ty naprawdę przekonany jesteś, żeś dotąd przebywał w niebiosach, czy w jakiejś krainie snów, zanim się ukazałeś w Sidderford?
— Jakże mógłbym mniemać inaczej, kiedy tak było.
— Bagatela! — zawołał Crump i zaczął pracowicie zapalać fajkę swoją. — Tak przesiedział w milczeniu kilka mniej więcej minut,