niwszy się na Francuza, zapominał swojej mowy ojczystej. Hm!
Nagle zwrócił się do anioła i krzyknął głosem ostrym:
— Miejsce zamieszkania twego ojca!
Mniemał dr. Crump, że tym sposobem dopomoże pamięci człowieka, którego poczytywał stale za ciekawy okaz patologiczny, i ożywi w nim jakieś przygasłe wspomnienia domu, rodziny i t. d. A potem powtarzał mu sylaby: Pap... papa... mam... mama... maman... pèpère... noo... noo...
Na nic się nie przydała jednak cała ta metoda badania. Anioł z początku patrzył na niego, jak na obłąkanego, potem zrozumiawszy w jakim celu zadaje sobie ten trud doktor, odpowiedział mu po namyśle:
— Nic mi nie przypominają te dźwięki. Przed tygodniem byłbyś mię pan niemi zadziwił daleko więcej, niż dzisiaj.
Jeszcze trochę obserwacyi — jeszcze cokolwiek milczącego badania, a dr. Crump zaczął znowu inny szturm.
— Bo trzeba ci wiedzieć, że masz twarz szczerą, otwartą i znamionującą inteligencyę. Nie wiele jest brak chwilami do tego, abym i ja ci uwierzył, i to jest właśnie punkt nader ważny, który mię zmusza do kroków stanow-
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.
— 213 —