Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
—   220   —

— No, dobrze, że pan nie wiesz, ale wie za to cała wieś, bo on na tych kawałkach żelaztwa demonstrował swoje teorye wywrotowe. Jeżeli tedy nie potrafimy złego przytłumić w zarodku, jeśli on będzie dalej miewał bezkarnie swoje kazania, możemy być pewni, że nie zostanie najprzód ani jednego całego słupa w naszych ogrodzeniach, że potem bezpośrednio meble nasze spłoną na stosach, a panami jedynymi staną się te djabły wcielone, których wywoływanie wobec pana, członka kościoła... chciej mi łaskawie darować. Ja ich znam dobrze!
— Żeby on miał być anarchistą — niepodobna mi jest zgoła uwierzyć.
— Czyżbym ja inaczej nastawał na człowieka, który jest gościem twoim, księże wikary? On poprostu skorzystał z przychylności pańskiej, aby uzbrajać jedną warstwę społeczną przeciw drugiej, i kłócić ze swoim losem biedaków, którzy byli z niego dotąd zadowoleni zupełnie.
Wikary tarł swój podbródek ze wzrastającą ciągle zawziętością, a sir John, korzystając z tego zakłopotania, wywnioskował, że czas na postawienie ultimatum nadszedł.
— Albo tedy ten wróg porządku społecznego opuści natychmiast wikaryę, albo ja