rozpoczynam dochodzenie sądowo. Czy mi tedy każesz, księże wikary, wnieść skargę do trybunałów, czy nie?
— Doprawdy moje położenie jest tak przykre... tak niebywałe — powiedziałbym.
— Zapewne, ale ja prócz tych dwóch alternatyw, nie widzę trzeciej. To jest pasożyt szkodliwy — wierzaj mi, księże wikary — nic więcej! Znam ja ten gatunek — oh znam! Ale ponieważ byłem panu zawsze życzliwy, więc pozostawiam ci na załatwienie sprawy tydzień czasu.
— Z serca panu dziękuję. Ja uwzględniam zupełnie położenie pańskie — wchodzę w to, że z pewnego punktu zapatrywania, postępowanie tego rodzaju tolerowanem być niepowinno... chociaż z drugiej strony...
— Bardzo mi przykro, że z mego powodu doświadczasz pan w tej chwili przykrości, ale sam osądź...
— Więc tydzień czasu?
— Tak jest, ale ani godziny dłużej!
— Wikary wyprowadził swego gościa aż do wschodów, a powróciwszy, zapadł w długą zadumę nad tem, co się stało, i nad własnem swojem zachowaniem się w tem całem zajściu niefortunnem.
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —