Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.
—   224   —

— Przygniata mnie zupełnie to istnienie. Czuję, jak skrzydeł moich moc zanika coraz bardziej. Jeszcze dni kilka tego bytu, a już ich nie rozwinę do lotu. I stanę się wkrótce człowiekiem jak oni wszyscy — słabym i nędznym jak każdy z nich. A potem zestarzeję się i pochylę ku ziemi i więdnąć będę w cierpieniu, jak więdną tamci. A że jestem sam jeden, przetom nędzniejszy jest od najlichszego z pośród nich.
Jedynym punktem jaśniejszym na tym tle szarem i jednostajnem wydało mu się spojrzenie Dalii, i poczuł w sobie potrzebę pójścia do niej i uskarżenia się na swoją dolę smutną, i opowiedzienia jej, jaka go wielka udręcza boleść na myśl, że go już nigdy nie uniosą ponad ziemię jego skrzydła omdlałe i ciężkie. Chciał koniecznie, aby ona zapłakała z nim razem nad tym jego niepowrotnie utraconym rajem.


Pani Hinjer po długiem rozmyślaniu, na którem straciła parę godzin drogiego czasu, przyszła po herbacie, aby zapukać do drzwi wikarego, którego domem zarządzała od pierwszego dnia jego przybycia do Siddermorton.