— Bardzo przepraszam Waszą Wielebność, ale jestem zmuszona żądać paru chwil posłuchania.
— Z milą chęcią, pani Hinjer. Z miłą chęcią — powtórzył wikary, który po uroczystym nastroju tej rygorystki zaczynał przeczuwać, że mu i z tej strony zagraża coś w tym dniu pełnym przygód niepożądanych. Właśnie obracał w ręku odebraną świeżo od biskupa missywę urzędową, w której ten dostojnik kościoła w nader ostrych wyrazach krytykował gościnność, jaką najnieroztropniej szafował wikary, wedle powszechnego mniemania. Tylko biskup, ubiegający się za popularnością, biskup żyjący w epoce wzrastającej ciągle demokracyi, mógł się zdobyć na pismo podobne. Wikary był do gruntu wzburzony i rozgniewany, co spostrzegła odrazu pani Hinjer; kaszlnęła tedy po trzykroć, przysłaniając ręką usta dla zwrócenia na siebie uwagi tego udręczonego człowieka, który dawszy jej przed chwilą tak zachęcające zapewnienie, zdawał się teraz zapominać zupełnie o jej obecności w pokoju. Usłyszawszy to chrząknięcie parokrotne, odwrócił się.
— Słucham pani.
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.
— 225 —