dymek, dobywający się jeszcze z jednej lufy strzelby. Okropne było to wszystko!
Należało jednak coś przedsiewziąść koniecznie, bo ta istota szczególna żyła dotąd, a miał tego wikary dowód oczywisty, gdyż się w tej chwili wsparła na łokciu i poczęła rozglądać dokoła ze zdziwieniem wielkiem w rysach pobladłych.
— To nie człowiek, to anioł, prawdziwy anioł! — krzyknął tym razem wikary, nie mogąc opanować swego zdumienia.
Ten wykrzyknik zwrócił na wikarego oczy jego ofiary, która zmierzywszy swego prześladowcę wzrokiem od stóp do głowy, w czystej angielskiej mowie odezwała się:
— A więc to człowiek, człowiek bezskrzydły, przytem ubrany w czarne suknie, zabawnego kroju. — Ani chybi, tylko musiałem się dostać do Krainy Snów! A to dopiero dziwne!