Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.
—   246   —

dą chwilą rozwiewało się jego anielstwo niepowrotnie, a wzrastały jego duchowe wspólności z istotami, zamieszkującemi tak zwaną przezeń krainę snów. Niechajże ci to, Czytelniku wyrozumiały, wystarczy jako objaśnienie.


— Więc ty nie myślisz wynosić się do szatana? — wołał sir John, którego twarz nabrała purpurowej barwy.
Ku chwale tego anioła powiedzieć musimy, że nietylko nie miał wyglądu takiego, jaki miewa przerażony, ale się, owszem, wprost powiedziawszy, litościwie uśmiechnął, a bodaj, że nawet ruszył ramionami.
Oto, co może ziemia i jej wpływy!
— Po raz ostatni odzywam się do ciebie, — wołał Grotch, zatrzymując się w odległości trzech metrów. Blady był z gniewu i trzymał cugle wierzchowca swego w jednej a szpicrutę w drugiej ręce.
Anioł zaczynał doświadczać poraz pierwszy nader szczególnego dreszczu, który przebiegał całe jego ciało. Był ten dreszcz zbliżonym bardzo do tego, który go przejmował wówczas, gdy łamał druty oparkanienia, ale tym razem czuł, że objaw jest stopnia o wie-