Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.
—   251   —

wypowiedziane, i odwróciwszy się od tej nieruchomej bryły ciała, poszepnął zduszonym głosem:
— Nie żyje!... zabiłem!...
I popychany niepojętą obawą, biegł przez zarośla, jak obłąkany.


A tymczasem sir Jon Gotch dosyć był był daleki od stanu, o który go w naiwności swojej pomawiał nieszczęśliwy gość z Zaświatów, bo zaledwie odgłos kroków uciekającego przycichać zaczął, podniósł ostrożnie głowę od ziemi, następnie podparł się łokciem, a wreszcie stanął na obu nogach.
— Na Jowisza! Ten Crump miał rozum nie ladajaki! A to mię urządził, kanalia! Patrzajcież — i głowie się dostało...
A dotknąwszy tych dwóch szram na twarzy, z których ciepła krew nie przestawała się sączyć kroplami, zawołał:
— Widać, że trzeba się dobrze namyślać, zanim człowiek zaczepi warjata. Może być, że wistocie ma on we łbie wszystko pomięszane niby groch z kapustą, ale za to pięść w porządku u niego. Do psa! a toż mi obciął szelma kawałek ucha także. A tu na