będzie zająć się opatrzeniem rany. Doprawdy, że ubolewam nad moim pośpiechem...
Anioł dotknął ręką skrzydła i doświadczył bolesnego dreszczu, a przedewszystkiem, jak się zdawało, nadzwyczajnego zdziwienia; wikary dopomógł mu do powstania z ziemi, a następnie zaczął troskliwie oglądać obrażenia. Ograniczały się one głównie do miejsca, w którem z kości łopatkowej wyrastało skrzydło prawe, gdyż lewe nie ucierpiało prawie wcale, oprócz utraty kilku piór i bardzo nieznacznego naruszenia tego wyrostka nierozwiniętego, któremu anatomia nadaje nazwę: ala spuria. Za to kość ramienia prawego poszwankowała mocno. Wikary oczyścił krew i owiązał kość chustką białą, a z wierzchu fularem, który jego gospodyni zawsze mu przezornie wkładała w kieszeń.
— Obawiałbym się — mówił, po dokonaniu opatrunku, z wyraźnym ambarasem biedny wikary — obawiałbym się, że użytku ze skrzydeł swoich nie będziesz pan mógł robić przez pewien czas.
— To jest jakieś dziwne uczucie, którego doświadczam teraz — odpowiedział opatrywany.
— Jakie uczucie? — to, którego doznajesz gdy dotykam kości? Naturalnie! to jest ból...
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —