— Bardzo to jednak dziwna rzecz rozmawiać z... człowiekiem.
— Zapewne, ale chyba równą dla mnie niespodziankę stanowi konwersacya z aniołem. No, bo ja przynajmniej jestem istotą zupełnie realną. Wikary, to jest przecie ktoś taki, co istnieje, ale co się tyczy anioła wogóle, to przyznaję, że ja przynajmniej uważałem go zawsze tylko za koncepcyę artystyczną.
— A to się doskonale składa, bo my takie same wyobrażenie mamy o ludziach.
— Tylu jednak ludzi widziałeś już pan...
— Wcale nie widziałem, aż po dni ostatnie... — w książkach, na obrazach, zapewne, ale gdybym mógł temu uwierzyć, to już od wschodu słońca dojrzałem kilku takich prawdziwych, materyalnych ludzi, a przytem konia, czy inne jakieś zwierzę, wiesz pan z tych jednorożnych, czy bezrożnych, a także te grube... jakże oni je zowią?... aha! krowy... prawda? Naturalnie, że widok tylu naraz potworów mytycznych trochę mnie przeraził i chciałem się tu ukryć, dopóki znowu nie będzie ciemno tak, jak ostatnim razem... Ale, ale! ten wasz ból to rzecz nie mądra zupełnie; myślę jednak, że mój sen teraźniejszy rychło się skończy.
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —