Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
—   39  —

— Dom... — powtarzał anioł — nie zdając sobie sprawy, coby ta nazwa wyobrażać mogła... nie mniej dał już na chwilę za wygraną wszystkim pojęciom abstrakcyjnym, a przyjąwszy ramię wikarego, szedł z nim przez dywany paproci, któremi zasłaną była ziemia pod lasem, ku ścieżynie, prowadzącej do skraju parku.
Bardzo to dziwna była para, na którą każdy z podziwieniem zwrócićby musiał uwagę, gdyby ją był spotkał w tym lesie. Anioł, postawy niesłychanie harmonijnej, a wzrostu nieprzenoszącego w żadnym razie pięciu stóp, miał rysy, o których w przybliżeniu dać mogą tylko pojęcie obrazy mistrzów starej szkoły włoskiej. Jednym z takich jest naprzykład wyobrażenie Tobiasza z aniołem, nieznanego malarza, znajdujące się w Muzeum Narodowem. Twarz była tego samego charakteru i ubranie nawet niesłychanie zbliżone. Gość z Zaświatów miał na sobie tunikę paljową, nie sięgającą po za kolana, obramowaną purpurą; nogi i stopy wcale nie były okryte, a skrzydła w tej chwili złożone i szczególnie przylegające do torsu, miały barwę szaro-ołowianego odcienia. Żywy kontrast z jego towarzyszem przedstawiała osoba wikarego. Potawy przysadkowatej, wzrostu nizkiego, wło-