Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.




IV.
Na probostwie.

Małżonka plebana i jej dwie córki grały dotąd w tennisa z całą werwą na terenie, który się rozciągał po za oknem pracowni wikarego. Traf zdarzył, że ten ostatni zapomniawszy zupełnie o ich obecności, szedł sobie ścieżką tak spokojnie, jak gdyby powracał do domu sam, a nie w towarzystwie — i to w jakiem towarzystwie! — dodajmy. Damy przez wysokość rododendronów dostrzegły kapelusz dobrze znany, a obok tego kapelusza... jasnowłosą, gęstymi kędziorami okrytą piękną głowę jego towarzysza.
Gwarzyły sobie one w przerwach gry o sprawach codziennych, gdy naraz ukazali się przychodnie, a ukazali się i gospodarz