Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
—   44  —

i gość jego z po za zbitego klombu w całej okazałości swojej. Zaznaczyć wypada, że stosunek tych ludzi wyglądał nie na przypadkowy, ale owszem na zażyły i poufały zupełnie. Szli bowiem, trzymając się — jak wiemy — pod ręce. Naraz!... Można sobie wyobrazić scenę. Więc: Ah! Ah!... i nic więcej, prócz tego wykrzyknika.
Czy w nim było więcej podziwu, czy więcej zgorszenia, odgadnie łatwo każdy, kto uprzytomni sobie, że postawa anioła przedstawiała się wprost, — że skrzydła miał po za ramionami ukryte zupełnie, i że w żadnym razie nie mógł być o anielstwo posądzonym, gdyby nawet anielstwo na naszym padole płaczu przytrafiało się od czasu do czasu przynajmniej. Co natomiast wpadało w oczy odrazu, to przepiękna, do niewieściej tylko wdziękiem zbliżona twarzyczka, otoczona gęstwą jasnych włosów, dalej paljowa z karmazynowem obramowaniem tunika, niezmiernie ekscentrycznego kroju, przedewszystkiem śmiała krótkością swoją, no, a nakoniec... nakoniec ów kamień obrazy: owe praksytelesowej wprawdzie doskonałości kształtów, zdumiewająco piękne, ale naprawdę niczem, aż po staw kolanowy nieosłonione nogi.
Zrozumiał po niewczasie wikary co zrobił,