— No, dobrze, ale postawa, w jakiej ja go ujrzałem...
— A tak... nie powiedziałeś dotąd, gdzie i jak go znalazłeś...
Tu zaczął wikary z drobiazgową dokładnością, ale i pewnem wahaniem jednocześnie, bo miernym był bardzo naratorem — zaczął tedy opisywać wszystko, zaczynając od pogłosek, które wstrząsnęły całą ludnością miejscową i okoliczną, — pogłosek o ptaku nadzwyczajnej wielkości, a to wszystko recytował okresami dosyć wyszukanymi, zapewne z racyi, że mu w tej chwili przyszła na myśl postać jego biskupa, męża najskrupulatniejszej ortodoksyi w rzeczach religii. Doktor zaś wysłuchując tej legendy, zdawał się porządkować ją, układać, co się wyrażało w ciągłem potakiwaniu, a zakończyło jednym terminem naukowym, mającym niby streszczać i objaśniać wszystko, co dotąd usłyszał.
— Autohipnoza! tak jest, autohipnoza, — wycedził przez zęby, przypatrując się badawczo swemu sprawozdawcy.
— Co pan mówisz, panie Crump? — zagadnął wikary popędliwie.
— No, nic tak dalece ważnego, — odpowiedział zapytany tonem człowieka, który rozstrzygnięcie jakiejś wątpliwości zachować
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —