— Bardzo dobrze! Tłumacz pan — objaśniaj — usprawiedliwiaj się!
To mówiąc, rozsunął nogi na szerokość niepraktykowaną w okolicznościach mniej ważnych, skrzyżował ręce na piersiach, i stał tak niby posąg komandora z melodramatu ze wzrokiem, którym przeszywał winowajcę.
A wikary pod wrażeniem tej impozycyi i tej stanowczości tracił coraz bardziej pewność siebie, wątpić już nawet zaczynał, azali to, co przeżywał dzisiejszego popołudnia nie było wistocie snem jakimś, albo czy on sam nie jest w tej chwili igraszką prostej halucynacyi, a gdy tak milczał, rozważając które z dwóch przypuszczeń mogło być prawdopodobniejszem, proboszcz, który drżał ciągle tem samem oburzeniem, ponowił swoje zapytanie:
— A więc...?
— Jest to sprawa tak pełna konsekwencyj....
— Że będzie ona mieć konsekwencye — mogę panu poręczyć z góry.
Nie zważając już na tę ostatnią pogróżkę, która także nie była lada czem, zebrał wikary swoją odwagę i odezwał się w te słowa:
— Wyszedłem dzisiejszego popołudnia z myślą poszukiwania nader osobliwego ptaka,
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —