— Jestem w istocie w położeniu tak trudnem — mówił ten ostatni. Sam widzisz przecie...
— Zaczynam to pojmować.
— Więc odgadujesz, że oni ostatecznie nie będą chcieli uwierzyć...
— Najwyraźniej.
— Obstawać będzie z nich każdy przy tem, że ja biorąc twoją stronę, kłamię poprostu.
— A to?...
— A to mi jest przykrem niesłychanie.
Przykre... co to właściwie oznacza to słowo „przykre?“
Wikary nie odpowiedział wprost, ale poruszył znacząco głową.
— Gdybyś był człowiekiem, tej ziemi mieszkańcem, wszystko by wyglądało inaczej... a nawet nie wiem, azali nielepiej byłoby przyznać to odrazu... Niech ich tam!
— No, dobrze, ale przecież nie jestem, więc co na to poradzić?...
— Rozumiem to zupełnie, ale też w tem sęk. Widzisz, mój drogi, trudno im się nawet dziwić tak dalece... z nich żaden anioła nie oglądał nigdy, a niejeden nie zasłyszał o nim wcale, chyba w kościele. Gdybyś tak jeszcze był się ukazał tam właśnie, jakiejś niedzieli,
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —