podczas nabożeństwa... ha! możeby to jakoś inaczej oddziałało na wyobraźnie ludzkie... no, ale to już rzecz nie do naprawienia. Niezmiernie to przykra sprawa! No, nie ma co! nie uwierzy nam nikt — bezwarunkowo nikt.
— Chciałbym być pewnym, że panu nie robię zbyt wielkiej trudności tem zjawieniem się mojem.
— Ależ broń Boże! ale zkąd! Bynajmniej! Tylko że... bo to już samo z siebie wypływa, że położenie będzie się stawać coraz cięższem, w miarę jak ty obstawać zechcesz przy twojem pochodzeniu. Dla tego też gdybyś chciał iść za moją radą...
— No, no!...
— Bo to jest tak z tem wszystkiem, mój drogi. Ludzie tutejsi będą koniecznie chcieli widzieć w tobie istotę podobną sobie. Ile razy im zaprzeczysz, tylekroć zrobią ci zarzut prostego kłamstwa. Bo tylko indywidualności wyjątkowe przypuszczają w porządku spraw tego świata jakąś nadzwyczajność. W Rzymie mówi się po łacinie — jużem ci o tem wspominał, dla tego też ja proponowałbym z mojej strony...
— Proponowałbyś pan, abym udawał człowieka?
— Nadzwyczajnie trafnie się domyślasz.
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —