Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
—   95  —

cie ma być w niczem niepodobne do naszego życia. A nakoniec gdy ich trzeba, jako już nieżyjących, pogrzebać w ziemi, znowu występuję na scenę ja, i mówię dłużej lub krócej — lepiej lub gorzej o tem, gdzie oni poszli, do wszystkich obecnych przy tej tak smutnej uroczystości. A więc, jestem świadkiem początku, pełni rozwoju, i wreszcie końca bytu każdego z nich. Nadto każdego siódmego dnia w tygodniu, ja który nie jestem bynajmniej innym od nich człowiekiem, ja który widzę tak daleko jak widzą oni, ja opowiadam im o tem życiu przyszłem, o którem dowiedziałem się z pewnych ksiąg, ale co do którego nie mam, prócz słowa drukiem przekazanego, żadnych zgoła rękojmi. Jednem słowem prorokuję i rozkładam się stopniowo wśród moich proroctw.
— Bardzo osobliwe życie stworzyliście sobie — można wam to przyznać.
— Jest ono dla mnie o tyle osobliwem dzisiaj, że od chwili poznania ciebie spostrzegłem się, iż go dotąd traktowałem do pewnego stopnia jako interes. Tyle tu jest w istocie rzeczy dziwnych! Bo wystaw-że sobie, gdy ja na kazalnicy wysilam się, aby opowiadać moim parafianom o rozkoszach zagrobowego bytu, to przez ten czas jedni chru-