— Dosyć, Nansy! Nie żądam wyjaśnień, lecz tylko uwagi.
— Słucham panią — westchnęła Nansy, zapytując siebie w myślach, czy też kiedy potrafi dogodzić swej pani.
Nansy dotychczas nigdy nie służyła, lecz położenie chorej matki, która nagle owdowiała i pozostała z trojgiem dzieci, młodszych od Nansy, zmusiło starszą córkę szukać jakiegoś zajęcia, aby dopomóc matce — i Nansy była bardzo zadowolona, gdy się dostała do kuchni dużego domu, stojącego na wzgórzu. Nansy mieszkała w wiosce, oddalonej o jakieś pięć kilometrów i słyszała o pannie Polly Harrington, właścicielce starego dworu Harringtonów, jako o najbogatszej osobie w okolicy. Podczas swego dwumiesięcznego pobytu poznała pannę Polly, jako gospodynię surową, o zimnym i sztywnym wyrazie twarzy, która marszczyła brwi gdy upuszczono na podłogę nóż, lub zbyt głośno stuknięto drzwiami, lecz która nie uśmiechała się nigdy, nawet gdy nóż i drzwi pozostawały w spokoju.
— Nansy — mówiła panna Polly — po ukończeniu kuchennej roboty proszę sprzątnąć pokoik na poddaszu, wstawić tam rozkładane łóżko i, naturalnie, powynosić na strych wszystkie kufry, ponieważ wkrótce przyjedzie moja jedenastoletnia siostrzenica, Pollyanna Whittier, i zamieszka w tym pokoiku.
— Czyżby naprawdę, proszę panienki, miała tu zamieszkać mała dziewczynka? — zawołała Nansy, która przypomniała sobie swe życie na wsi,
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.