wiązać i zdjąć z oczu chusteczkę! Co ty robisz? — dodała, czując, że coś miękkiego i delikatnego spadło na jej ramiona.
Pollyanna wciąż śmiała się radośnie. Drżącemi rączkami zarzuciła teraz na ramiona ciotki szal koronkowy, śliczny, chociaż pachnący lawendą i zlekka pożółkły od długich lat spoczynku.
Kilka dni temu Pollyanna przypadkowo odkryła ten szal w jednym z kufrów na strychu, podczas gdy Nansy przekładała rzeczy, a dziś przyszło jej na myśl ubrać w niego ciotkę.
Następnie, wziąwszy pannę Polly za rękę, przeprowadziła ją, wciąż jeszcze z zawiązanemi oczami na werandę, gdzie widziała rozkwitłą czerwoną różę.
— Co ty robisz, Pollyanno? Dokąd mnie prowadzisz? — wołała, sprzeciwiając się panna Polly — ja nie chcę...
— Tylko na werandę, ciociu! W mgnieniu oka wszystko będzie skończone — odpowiedziała Pollyanna, zrywając różę i wkładając ją we włosy ciotki.
— Już! — zawołała wreszcie, zdejmując chusteczkę z oczu panny Polly. — A teraz niech mi ciocia powie, czy nieładnie ją wystroiłam?
Panna Polly przez chwilę patrzała na siebie, potem spojrzała dookoła, lecz nagle wydała okrzyk przerażenia i pośpiesznie cofnęła się do pokoju. Zdziwiona Pollyanna skierowała wzrok w tę stronę i zobaczyła na ulicy konia i powóz. Oczywiście natychmiast poznała człowieka, który trzymał lejce i zawołała uprzejmie:
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.