siłą swego szczerego i kochającego serduszka chciała wnieść w samotne życie obojga choć odrobinę szczęścia.
Gdy próbowała mówić z panem Pendltonem o ciotce, słuchał ją, czasem spokojnie, czasem niecierpliwie, zwykle z lekkim, drwiącym uśmiechem na zaciśniętych wargach. Gdy zaś mówiła, a raczej usiłowała mówić o panu Pendltonie z ciotką, panna Polly zazwyczaj słuchała niedługo i zawsze wynajdywała jakiś inny temat do rozmowy. To samo robiła jednak, gdy Pollyanna zaczynała czasem mówić o innych osobach, jak naprzykład o doktorze Chilton‘ie. Lecz Pollyanna tłumaczyła to sobie tem, iż pannie Polly wciąż jeszcze było przykro, że doktór Chilton zobaczył ją wówczas ustrojoną w szal i z różą we włosach.
Jednakże stosunek panny Polly do doktora Chilton‘a był wyjątkowo nieprzychylny, jak to mogła skonstatować Pollyanna, gdy pewnego razu przeziębienie i silny katar zmusiły ją do pozostania w domu.
— Jeśli do wieczora nie będzie ci lepiej, wezwę lekarza — oświadczyła panna Polly.
— Naprawdę? Ach, jak to dobrze! Spodziewam się, że nie będzie mi lepiej — odpowiedziała zachrypniętym głosem Pollyanna. — Tak bardzo chciałabym, żeby doktór Chilton mnie odwiedził!
Zdziwił ją jednak wzrok, jakim panna Polly na nią spojrzała.
— Doktór Chilton do ciebie nie przyjdzie, Pollyanno — powiedziała oschle panna Polly — doktór
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.