Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Chilton nie jest naszym domowym lekarzem. Jeśli nie będzie ci lepiej, wezwę doktora Warren‘a!
Jednak stan zdrowia Pollyanny nie pogorszył się i doktór Warren nie został wezwany.
— Zresztą bardzo się z tego cieszę, — mówiła tego wieczoru Pollyanna do ciotki. — Naturalnie, doktór Warren jest też bardzo miły, lecz wolałabym doktora Chilton‘a i bałabym się, żeby się nie obraził, gdyby ciocia wezwała kogo innego! Naprawdę nie trzeba ganić go za to, że wtedy zobaczył ciocię tak ładnie ubraną — dodała filuternie.
— Dosyć, Pollyanno! Wcale nie mam zamiaru rozprawiać z tobą o doktorze Chilton‘ie — przerwała panna Polly stanowczym głosem.
Pollyanna przez chwilę patrzyła na nią zaciekawionym lecz smutnym wzrokiem, potem westchnęła:
— Bardzo cioci do twarzy, tak jak teraz, z zaróżowionemi policzkami! Tak chciałabym kiedy znów ciocię uczesać!
Lecz panny Polly nie było już w pokoju.


∗             ∗

Kiedyś w końcu sierpnia, kiedy Pollyanna była znów u pana Pendltona, zauważyła na poduszce wąski pas światła, złożonego z kolorów niebieskiego, żółtego, zielonego, czerwonego i fioletowego. Stanęła oczarowana!
— Ach, panie Pendlton, czy pan widział to dziecko tęczy, które przyszło pana odwiedzić! —