mowe, potrzebne są ręka i serce kobiety, lub obecność dziecka, Pollyanno! Ja nie mam ani jednego, ani drugiego. — A teraz, potem co ci powiedziałem, czy zgodzisz się zamieszkać u mnie?
Pollyanna ciągle słuchała w skupieniu, ale gdy skończył, twarzyczka jej rozpromieniła się i dziewczynka podskoczyła radośnie.
— Więc pan mówi, że przez cały czas brak panu było serca kobiety?
— Tak, dziecino.
— Ach, jak się cieszę! Jak wszystko dobrze się składa! A więc pan będzie mógł wziąć nas obie! Jak to będzie cudnie!
— Wziąć nas obie? — powtórzył zdumiony pan Pendlton.
Pollyanna zmieszała się nieco.
— Jeżeli ciocia Polly gniewa się wciąż jeszcze na pana, to na pewno przestanie, gdy jej pan powie wszystko to, co mi powiedział przed chwilą. A wtedy zamieszkamy tu obie!
Po tych słowach Pollyanny w oczach pana Pendltona można było odczytać wyraźne przerażenie.
— Ciocia Polly ma tu zamieszkać! — zawołał ze zdumieniem.
Pollyanna szeroko otworzyła oczęta.
— A możeby pan chciał przenieść się do niej? Coprawda dom nie jest taki ładny, ale zato...
— Pollyanno, co ty wygadujesz! — przerwał pan Pendlton z wyrzutem w głosie.
— Pytam tylko, gdzie będziemy mieszkały — odpowiedziała zdziwiona dziewczynka — przecież pan
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.